Cykl ośmiu Rozważań Wielkopostnych

według Gościa Niedzielnego z 2006 roku

Pragnę (V)

IV Tydzień Wielkiego Postu

rw5-1

Zbawicielu! Pragniesz wody, bo jesteś w agonii. Pragniesz agonii, bo chcesz stać się wodą życia dla nas. Pragnę – to słowo prosto z serca Boga, który chce mojego zbawienia, mojej miłości.

To echo Bożego wołania: Adamie gdzie jesteś? Jezu, otwórz moje uszy, bym słyszał głos spragnionego Boga, bym nie chował się już dłużej w mroku grzechu, złości, pychy …. Obym wyznał: moja dusza pragnie Ciebie, Boże. Bez Ciebie ginę.
Spragniony Bóg – ks. Tomasz Jaklewicz
Ukrzyżowany Jezus w śmiertelnej gorączce woła o wodę. Jego pragnienie sięga głębiej. Płynie z serca Boga, który tęskni za nami. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli.
Starte serce Boga – Marcin Jakimowicz, Michał Nolywajka
Serce Boga jest poszatkowane jak tatar, starte w proch. On tak pragnie człowieka – powtarza ojciec John Gibson. Nauczyła go tego Matka Teresa.

Zimny prysznic – Czego pragnę?

Marcin Jakimowicz

Całkowicie poddaję się łasce Chrystusa. Jeżdżę tam, gdzie On mnie wysyła – mówi o. John Gibson

Ciepła woda przyjemnie trysnęła na plecy. Ojciec John Gibson odpoczywał po męczącym dniu pracy. Monotonny szum wody przerwał ostry dzwonek telefonu. Zakonnik niechętnie wyszedł spod prysznica,           w pośpiechu owinął się ręcznikiem i popędził odebrać telefon. Usłyszał znajomy, pogodny głos. Matka Teresa zapytała: – Uczysz się? – Noo, teraz biorę prysznic. – I co z tego? Zabierz podręcznik ze sobą! Pamiętaj, co ci powiedziałam, ci ludzie muszą cię rozumieć!

Ksiądz John Laurence Gibson, kuzyn sławnego reżysera Mela Gibsona, wspomina decyzję misjonarki o wysłaniu go do Albanii. Nie znał języka, kazała mu uczyć się go codziennie. Nawet pod prysznicem. Nie marnowała ani sekundy.

Nauczył się. Pojechał. To, co zobaczył, było dla niego jak zimny prysznic. – To najbiedniejszy kraj świata! Albańczycy nie mieli mydła, pasty do zębów, butów, a skarpetki dosłownie rozchodziły im się na nogach. Za wykonanie znaku krzyża, czy pozdrowienie kapłana na ulicy groziła im kara od czterech do dwunastu lat ciężkiego więzienia. Byłem jedynym kapłanem na siedemdziesiąt wiosek i miasteczek! Przez trzy lata otwarłem czterdzieści parafii i ochrzciłem około 5 tys. ludzi.

Całkowicie poddaję się łasce Jezusa. Uczyła mnie tego Matka Teresa. Zawsze modlę się za ubogich. Nigdy nie wszedłbym do wspólnoty, która ignorowałaby najuboższych.

Ojciec John trafił do Sierra Leone. Zaprzyjaźnił się z ofiarami wojny. – Spotkałem tam osobę tak skatowaną, że nie można było rozpoznać jej twarzy. Zamiast oczu miała dwie małe szparki, nie miała nosa, a jej głos dobywał się gdzieś z tyłu głowy. Miała tak zmasakrowaną twarz. Rozmawiałem z kobietami, które opowiadały mi o dramatach, które przeżyły. Rebelianci wpadli na podwórze, poustawiali na nim malutkie dzieci i pytali matki: „Krótki czy długi rękawek?”. Jeśli odpowiedziały „długi”, odcinali dzieciom dłonie, jeśli „krótki” całe ręce. A gdy nie odpowiedziały nic (bo jak odpowiedzieć na takie pytanie???)  odcinali i ręce, i nogi dzieciom i matkom. Straszliwe okrucieństwo. Spotkałem ludzi, którym przebijano górną i dolną wargę, zamykano je na kłódkę, a klucz wyrzucano. Ja spotykałem te osoby codziennie! Błagały o pomoc, lekarstwo, jedzenie.

W Sierra Leone mamy takie powiedzenie: „Jeśli widzisz siostrę bez ręki, możesz być jej ręką, jeśli zauważysz brata bez nogi, bądź jego nogą”.

W jedenastym rozdziale księgi Ozeasza Pan mówi, że Jego serce jest zgniecione, „wzdraga się i rozpalają się Jego wnętrzności”. Co ciekawe, użyte jest tam słowo, które pojawia się też w opisie… zburzenia Sodomy i Gomory! Serce Boga jest poszatkowane jak tatar, starte w proch. On tak kocha! On tak pragnie człowieka.

Żywa woda wiary – Czego pragnę?

rw5-2Jedynie żywa woda wiary może dać mi pokój serca – mówi Wojciech Wencel

To słowo nie daje mi spokoju – mówi poeta Wojciech Wencel. Uwiera, boli, każe zastanawiać się nad własnym życiem. Jest przecież świadectwem ofiary Boga, który dobrowolnie przyjął ciało, by nas odkupić.

Jedynie żywa woda wiary może dać mi pokój serca – mówi Wojciech Wencel.

Ja też „pragnę”, miotam się w swojej fizyczności, szukając trwałego spełnienia i ulgi. Ale wszystkie ludzkie drogi do zaspokojenia tej potrzeby zawodzą. Nadużywanie alkoholu, gromadzenie pieniędzy, doświadczenia seksualne – wszystko to prowadzi do eskalacji żądz. A najgorsza jest ta niewyczerpana tęsknota do metafizycznej pełni, która często powoduje melancholię i depresję. Wody tego świata nie są w stanie ugasić mojego pragnienia. Jedynie żywa woda wiary może dać mi pokój serca.

Nie sądzę, bym dzisiaj miał taką wiarę. „Pragnę” Jezusa na krzyżu jest też znakiem akceptacji dla wypełnienia się woli Ojca. I tu wychodzi na jaw moja wrodzona hardość. Czy rzeczywiście pragnę, by Bóg kształtował moją historię według własnego uznania? Czy chcę radykalnie zmienić swoje życie? Kiedy myślę o tym w modlitwie, wydaje mi się, że tak. Kiedy mam wyrzec się konkretnej przyjemności albo powierzyć trudną sprawę Jezusowi, okazuje się, że rękami i nogami bronię się przed tym.

Myśl, że Bóg mógłby zrobić cokolwiek w moim życiu, co kłóciłoby się z moim własnym pomysłem, jest dla mnie nieznośna. Jedyne, co daje mi w tej sytuacji nadzieję, to przekonanie, że Jezus potrafi wszystko. Także przemienić moją bezładną walkę w swój chwalebny krzyż. W słowie „pragnę” dostrzegam istotę tego krzyża: cierpienie i zawierzenie. Dlatego często staram się modlić słowami ślepca spod Jerycha: „Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną grzesznym”.

Wg http://gosc.pl/doc/793461.Pragne-V